wtorek, 17 września 2013

#Totally random no.2

Delikatny wietrzyk, falował koronami drzew. Liście, które spadły z gałęzi wesoło tańczyły w powietrzu. Wszędzie gdzie się nie spojrzało, było mnóstwo kolorów. W końcu to była jesień. Tak znienawidzona przez wszystkich, a tak bardzo wyczekiwana przez nią. Po parku, w tumanach liści biegały ucieszone dzieci. Ich rodzice siedzieli na pobliskich ławkach, pilnując ich oraz rozmawiając ze sobą na różne tematy. Wśród tego zgiełku, na marmurowych schodkach starej, porośniętej bluszczem altanki, siedziała samotna dziewczyna. Jej blond włosy łagodnie opadały na twarz, lecz jej to nie przeszkadzało. Błękitne oczy wpatrzone były w litery, które tworzyły spójną całość książki, którą właśnie czytała. Bardzo lubiła jesień. Głównie ze względu na to, jak podczas tych trzech miesięcy, świat wyglądał niczym pędzel malarza, zanurzany we wszystkich znanych kolorach. Nieśmiały uśmiech ani na moment nie opuścił jej bladej twarzy. Nieświadomie, w pewnym momencie przygryzła wargę. Tak, to był ten wyjątkowy moment w książce. Ten najlepszy, a zarazem niemożliwy w rzeczywistym świecie. Wiedziała o tym, ale na tą chwilę, nie myślała o tym. Chciała tylko zobaczyć jak potoczą się, dobrze jej już znane losy, ulubionych bohaterów. Czytała tą książkę, któryś już raz z rzędu, ale jak dotąd jeszcze się jej nie znudziła. Za każdym razem, gdy brała ją ponownie do rąk, wywoływała w niej dokładnie te same emocje co za pierwszym razem. Samotny, czerwono-złoty liść zawirował w powietrzu i z gracją wylądował na tekście. Zamrugała, odrywając na moment wzrok, by spojrzeć na sprawcę jej drastycznego powrotu z cudownej krainy marzeń i snów. Chwyciła kruchy liść w dłoń. Nie był jakimś wyjątkowym okazem, przecież wokoło było mnóstwo podobnych liści. A jednak. Dla niej, to właśnie ten był wyjątkowy. Uśmiechnęła się śmielej i użyła listka jako zakładki. Zamknęła książkę i spojrzała w niebo. Słońce zachodziło, niebo z niebieskiego przybrało odcień maliny. W jej błękitnych oczach zalśniły tańczące iskierki. Może jednak ta książka to nie jest całkowita bzdura. Spuściła wzrok na okładkę. Złote litery tytułu, wydawały się świecić w zachodzącym słońcu. Może faktycznie, to prawda...? Założywszy kaptur na głowę, chwyciła leżącą u jej stóp czarną torbę i zakładając ją na ramię, ruszyła w kierunku wyjścia parku. Jej oczy nigdy nie lśniły bardziej niż tamtego dnia, a policzki już nie były blade lecz pokryte delikatną różowością rumieńców. Nikt nie zauważył nieśmiałej i cichej młodej dziewczyny idącej w kierunku bramy. A nie była ona aż tak niepozorna. Bo w przeciwieństwie do innych ludzi, w końcu uwierzyła, że marzenia się spełniają. I to w najmniej spodziewanym przez nas momencie...

____________________________________________
Kolejny random ;3 Dziękuję za inspirację ;3

#Totally random xD

Buszowała między regałami od kilku ładnych godzin. Uwielbiała zapach starych książek. I ten dymek kurzu, który powstawał gdy dmuchała w okładki. Od dziecka lubowała się w książkach. To dzięki dziadkowi, miała takie umiłowanie do nich. Poczciwy staruszek, zawsze siadał w swoim bordowym fotelu, stojącym obok kominka i trzymając w ustach fajkę, czytał wszelakie księgi. Od tych kulinarnych po bardziej poważne. A ona jako mała dziewczynka, zakradała się i siadając w indiańskim stylu przed samym kominkiem, sama otwierała swoje bajki i udawała, że czyta. Wtedy to dziadek zerkał znad książki i wpatrując się w nią przez chwilę, uśmiechał. Uśmiech wylał się na jej usta, gdy o nim pomyślała. Szkoda, że już nie miała możliwości podziękować mu za to czego ją nauczył. Niska blondynka, westchnęła. Jej wzrok na powrót spoczął na tytułach znajdujących się na regale. Wodziła oczami, to tu, to tam. Nagle coś przykuło jej spojrzenie. Cienka, niepozorna książka, wciśnięta niedbale, pomiędzy grube tomiska. Stanęła na palcach i uważając by niczego nie zrzucić, sięgnęła po ciekawiący ją obiekt. Miała małe problemy z wyciągnięciem jej, ale po chwili walki ze skupioną miną i nieświadomie przygryzioną dolną wargą, zwyciężyła, zdobywając w swoje ręce książkę. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Z wyjątkiem tego, że była strasznie cienka. Na oko, jakieś 10-20 stron. Nie wiedziała, co ją w niej tak zainteresowało, ale niebieskooka, szybko ją otworzyła. Pierwsza strona była pusta, za wyjątkiem małej adnotacji, wyblakłej z wiekiem, napisanej w starym stylu pisma. Takiego powykręcanego we wszystkie strony. Tekst był ledwie widoczny, lecz gdy przesunęła się bardziej pod światło, zalśnił wyraźniej.

" Dla Tej jedynej, wyjątkowej, kochanej. Mam nadzieję, że ją znajdziesz. ~ N. "

Zmarszczyła nosek. Dziwny wydał się jej ten dopisek. Delikatnie, by nie uszkodzić pożółkłej kartki, przewróciła stronę. A jej oczy rozszerzyły się, a usta lekko otwarły. Na następnej stronie, wpatrywała się w nią para naszkicowanych oczu. Były duże i o dziwo, na rysunku zachowały się kolory. Niebieskie, niczym niebo w lecie oczy, z tajemniczymi błyskami i iskierkami. Rzęsy, długie, gęste i kruczoczarne sprawiały, że czytelnik od razu wiedział, że są to kobiece oczy. Na lewe oko, opadał kosmyk blond włosów. Dziewczyna nigdy by się nie spodziewała jak bardzo można oddać realizm spojrzenia w zwykłym szkicu. Znieruchomiała. Co takiego było w tym rysunku, że nie miała odwagi przewrócić kartki? Uderzyło w nią uczucie, że skądś zna te oczy... Ale nie miała pojęcia skąd. Biorąc nierówny, poszarpany oddech, chwyciła róg kartki. Jej palce lekko drżały, co zauważyło dopiero teraz. Zdecydowanym ruchem przewróciła stronę. Następne kartki zapisane były historią. Jakby pisaną w odległych czasach. Barwne opisy miasta, natury, osób. To wszystko wydawało się tak nie realistyczne. Dalej, przedstawione były losy młodzieńczej miłości syna wyższego urzędnika, do miejscowej dziewczyny, pracującej za darmo na stanowisku bibliotekarki. Zakazana miłość, różny status społeczny nie przeszkodził w publicznym okazywaniu tego uczucia. I dlatego to było niemożliwe. Historia kończyła się szczęśliwie. Ślubem obojga zakochanych. Ponownie zmarszczyła nosek. Uznała to za głupie i niezadowolona odłożyła książkę na półkę. Była zła, ale nie wiedziała czy na autora tej historii czy na samą siebie, że ja znalazła. Zebrawszy swoje rzeczy, wyszła z starej księgarni. I jakby tego było mało, w samych drzwiach się z kimś zderzyła. Książki rozsypały się na ziemi. Westchnęła i kucnęła, chcąc je pozbierać. Lecz większość już była sprzątnięta i czyjaś dłoń podawała je dziewczynie. Odsuwając włosy, które opadły jej na twarz, spojrzała na osobę z którą się zderzyła. Szare patrzałki, cwaniacki ale jednocześnie uroczy uśmiech i kruczoczarne, rozwalone na wszystkie strony włosy.
- Gdzie Ci tak śpieszno, co? - roześmiał się.
Wzięła rzeczy z jego rąk i oddała nieśmiały uśmiech, a jej policzki odrobinę się zaróżowiły.
- Oj, Nelka się rumieni. Jakie to urocze - pochylił się w jej stronę z chamskim błyskiem w oku.
Odepchnęła go jedną ręką.
- Spadaj Nathaniel - odgryzła, chcąc jak najszybciej się ulotnić.
- Też Cię kocham, słońce! - krzyknął za nią, gdy była na ulicy.
Wiedziała, że się z nią droczy. Zamrugała. W jeden z książek była kartka. Ostrożnie ją wyciągnęła. Jej serce stanęło. Odwróciła się i jej wzrok na ułamek sekundy zagłębił się w oczach Nathaniel'a, opartego z założonymi ramionami o futrynę drzwi. Na jego ustach igrał słodki uśmiech. Dłoń zacisnęła się na kartce z rozwiązaną zagadką.


"Wiedziałem, że ją znajdziesz. ~ N."


_____________________________________________

Lol, nie wiem skąd mi się to wzięło. Ale mi się podoba ;) O dziwo ;) I tak, postać Nelki, to ja. Dlaczego Nathaniel? Mam cholerną słabość do tego imienia... ;3

~Schatten